Loading...
oRower.pl Serwis Ogłoszeń Rowerowych
Wyścig wielu nazw – Liege Bastogne Liege, Staruszka, Dziekanka, La Doyenne – czyli ostatni wiosenny monument rozstrzygnięty

Wyścig wielu nazw – Liege Bastogne Liege, Staruszka, Dziekanka, La Doyenne – czyli ostatni wiosenny monument rozstrzygnięty

Liege Bastogne Liege to prawdziwie górzysty monument; na trasie jest aż 4200 metrów przewyższenia, z czego większość zgromadzone jest w drugiej części trasy, czyniąc z tego klasyku wyścig, dedykowany góralom, bądź bardzo silnym „klasykowcom”. Co za tym idzie – czyniąc z tego wyścigu najtrudniejszym do wygrania przez Mathieu Van Der Poela.

Zwracam na to uwagę, bo dziennikarze prześcigają się w przewidywaniach – Mathieu Van Der Poel versus Tadej Pogacar. Obydwaj mówią, że przyjechali tu tylko po zwycięstwo; obydwaj też wiedzą, że zwyciężyć może tylko jeden. Ale czy musi być to jeden z nich?

254,5 kilometra naszpikowanej podjazdami jak dobra kasza skwarkami trasy zaczyna się i kończy w Liege, „zawijając” przy Bastogne. Pogoda od samego początku nie sprzyjała kolarzom; deszczowo, chłodno i wietrznie, co sprawiło, że wielu z nich zaczęło wyścig w kurtkach.

Dość szybko powstała ucieczka dnia; i dość szybko zdobyła niemal pięć minut przewagi. Kręcili w niej: G. Gerdes, R. Rochas, E. Leijnse, C. Scaroni, L. Calmejane, I. Romeo Abad, F. Doubey, P. Ourselin i L. Vliegen. Nieco za półmetkiem ich przewaga zaczęła spadać; na 130 kilometrów do mety były to trzy minuty przewagi. W czubie peletonu dłuższy czas pracę wykonywał Łukasz Wiśniowski, a za jego plecami – schowani – migali i Tadej Pogacar, i Mathieu Van Der Poel. Samochody techniczne odwiedzają kolejni zawodnicy, pozbywając się zbędnych warstw odzieży, co ciekawe, trudów wyścigu nie wytrzymuje trzech pod rząd zawodników Team Flanders – Baloise (Bopnneu, Deveridt oraz Van Hamelen). Peleton pokonuje kolejne podjazdy, niektóre w lekko siąpiącym deszczu.

Rozpoczęło się klasyczne przeciąganie liny; peleton zbliżał się do ucieczki, co jakiś czas odpadali z niego zawodnicy, którzy wykonali swoją pracę (w tym Łukasz Wiśniowski, który po przepracowaniu stu kilometrów zjechał na tył), i zaczęło się też baczne przyglądanie, czy i kiedy nastąpi atak jednego z wielkiej dwójki. Jednak na 100 km do mety nikt jeszcze nie podjął żadnej akcji zaczepnej. Kamery wychwyciły moment, gdy tuż przed pozbywającym się bluzy Van Der Poelem doszło do kraksy trzech zawodników, ale Mistrz Świata minął ich balansem ciała, i pognał za peletonem. W czubie zaś często migał były Mistrz Świata – Michał Kwiatkowski – pracujący dziś na rzecz Tomasa Pidcocka. Nie minęła chwila, i kolejna kraksa podzieliła peleton na pół; zatrzymując na chwilę ponownie Van Der Poela; grupę pierwszą od drugiej – w której gonił Mistrz Świata – dzieliło ok minuty.

Ucieczka została złapana na 88 km do mety; a w drugiej grupie pogoń za peletonem toczył Van Der Poel – jego grupa jednak „wisiała” cały czas minutę za pierwszą. Rower musi zmieniać Pidcock – i zostaje nieco za grupą drugą; wyścig wkroczył w decydującą fazę po złapaniu ucieczki, z Van Der Poelem, tracącym już półtorej minuty. Mniej więcej na tym etapie z przodu przestał być widoczny Michał Kwiatkowski.

Od drugiej grupy odskoczył w pogodni za pierwszą Pidcock oraz Vansevenant – w tym momencie Mistrz Świata, mówiąc kolokwialnie – wyglądał słabo, nie zebrał się do pogoni za pierwszą grupą; strata cały czas utrzymuje się na poziomie jednej minuty. Bardzo mocno upada Carlos Blanco – wpadając na wysepkę i słupek drogowy, chwilę później wycofuje się z rywalizacji.

Sytuacja na 65 kilometrów do mety dość mocno się ustabilizowała; dwie grupy połączyły się, i powstała trzydziestoosobowa czołówka – z Tadejem Pogacarem, przy którym cały czas było kilku pomocników z UAE, i z Mathieu Van Der Poelem, który miał jeszcze ze sobą dwóch pomocników.  Na Col du Rosier mocne tempo dyktować zaczęli zawodnicy UAE – nie było to jeszcze szykowanie gruntu pod atak Pogacara, ale tempo do lekkiego „grilowania” grupy.

Na 50 kilometrów rozpoczęło się wyczekiwanie na często decydujący podjazd Cote de La Redoute –  w peletonie utrzymywało się nadal około 30 zawodników.

I w zasadzie historia wyścigu została napisana 34,5 kilometra przed metą, gdy atomowym atakiem od grupy odskoczył Pogacar – błyskawicznie zyskując 20 sekund przewagi, a po kolejnych pięciu kilometrach – już minutę przewagi. Jeszcze na Redoucie próbował jego koło trzymać Carapaz – ale po chwili słoweński kolarz wysforował się na czoło, i nie oglądając się za siebie – cisnął ile sił w nogach. Grupka z Van Der Poelem traciła przeszło minutę.

Na 30 kilometrów przed metą – Pogacar jedzie na solo, za nim Vansevenant, Bernal, Carapaz, Van Gils i Lutsenko – i pół minuty za nimi grupka z Mistrzem Świata. Seria przetasowań w grupkach, jadących za liderem; co i rusz ktoś skacze, ktoś kontruje – ale wszystko najpewniej jest już rozegrane. To walka o drugie i kolejne miejsca.

Na 20 kilometrów do mety – Pogacar 1,20 nad goniącą czwórką (Bardet, Healey, Gregoire i Cosnefroy) i 1,40 nad grupką Van Der Poela. Ostatni trzymający podjazd to 13 km przed metą Cote de la Roche-aux-Faucons; tam na atak z grupy pościgowej zdecydował się Romain Bardet. Pogacar miał już półtorej minuty przewagi. Ten stan utrzymał się do 7 km przed metą – na czele Pogacar, niemal dwie minuty za nim Bardet i piętnaście sekund za nim – goniąca kilkuosobowa grupka. Wyścig został rozstrzygnięty; Pogacar utrzymywał czujnie przewagę na poziomie niemal dwóch minut; mając czas na swobodną celebrację przed linią mety, i po sześciu godzinach i trzynastu minutach uniósł ręce w geście zwycięstwa. Romain Bardet zdołał się obronić przed goniącą go grupką; zajmując drugie miejsce. Walka o trzecie miejsce rozegrała się z już bardzo wyselekcjonowanej grupki i wygrał ją Mathieu Van Der Poel.

Quick Navigation
×