Loading...
oRower.pl Serwis Ogłoszeń Rowerowych
Granica włosko-austriacka charakteryzuje się każdym możliwym terenem, ale nie da uświadczyć się tam terenu płaskiego. Są za to: pagórki, góry, ścianki i góry. Witamy w krainie Tour of the Alps, pięcioetapowej, górskiej przeprawie przez Alpy.

Granica włosko-austriacka charakteryzuje się każdym możliwym terenem, ale nie da uświadczyć się tam terenu płaskiego. Są za to: pagórki, góry, ścianki i góry. Witamy w krainie Tour of the Alps, pięcioetapowej, górskiej przeprawie przez Alpy.

Są w kalendarzu UCI wyścigi, na które sprinterzy patrzą może nie z obrzydzeniem, to z nadzieją, że nie zostaną na nie powołani. Dobrym przykładem jest właśnie Tour of the Alps, gdzie jeśli przez jakiś przypadek do drużyny załapie się sprinter, to będzie się on głównie starał o zmieszczenie w limicie czasu.

Pierwszy, 133 kilometrowy etap, na którym były trzy kategoryzowane podjazdy, padł łupem Tobiasa Fossa. Zwyciężył on z finiszu na wyniszczenie z wyselekcjonowanej, bo tylko czteroosobowej grupki, która odłączyła się od peletonu. Kolejne miejsca zajęli Chris Harper oraz Esteban Chaves.

Etap drugi to 191, nie tyle pofałdowanych, ile z jednym bardzo dużym i znacznie pofałdowanym podjazdem, kilometrów. Na dobicie, przed metą zaplanowany został mniejszy, ale znacznie bardziej wymagający podjazd, po którym droga prowadziła już „tylko” w dół.

I był to „one man show” dawno już niewidzianego Alessandro De Marchiego, popularnego specjalisty od ucieczek. I tym razem ta ucieczka mu się udała – wrócił na zwycięską ścieżkę po trzech latach przerwy. W ucieczkę dnia zabrali się: Patrick Gamper, Yuma Koishi, Simon Pellaud, Oka Atushi, Lukas Postelberger i Alessandro De Marchi. Kręcili zgodnie, ale im bliżej mety, tym bardziej grupka rozpadała się. Próbę ataku podjął Gamper; wyraźnie jednak pod koniec przeliczył swoje siły, i do ataku ruszył De Marchi. Przeczuwając, że to może być jego dzień, jechał mocno, ryzykując na zjeździe – i odniósł piękne zwycięstwo (De Marchi ma 38 lat).

Etap trzeci to niby tylko 125 kilometrów, ale na trasie, pod sam jej koniec, umiejscowione były cztery wymagające podjazdy. Na początku, w wymagających warunkach atmosferycznych, postanowił sprawdzić swoje umiejętności do jazdy na czas Filippo Ganna, dość szybko budując czterominutową przewagę. Z peletony na podjeździe atakował Romain Bardet, ale został skasowany przez lidera – Tobiasa Fossa. Ganna wrócił do niewielkiego peletonu, i swoją próbę odjazdu podjął Wout Poels, a chwilę później Juan Pedro Lopez. Samotnie pokonał ostatnie pięć kilometrów trasy, i – niezagrożony – cieszył się ze zwycięstwa. Kolejne miejsca zajęli Pellizzari oraz Foss (tracący koszulkę lidera).

Etap czwarty, nazywany królewskim, to może nie oszałamiające 141 kilometrów; ale na tej trasie udało się organizatorom „wcisnąć” aż sześć podjazdów – w tym trzy kategoryzowane. Jak na tak szalony etap, to i działo się wiele – dość szybko zawiązała się mocna ucieczka w składzie: Davide Pignazoli, Gregor Muhlberger, Oscar Rodriguez, Hugh Carty, Mikel Bizkarra, Simon Carr, Sergio Higuita, Lucas Hamilton. Skoków próbował i Muhlberger, i Carr, na skutek czego grupka zaczęła się rozpadać.

Za plecami Simona Carra kolejnych prób podejmował się Chris Harper, za nim pogonił Ben O`Connor. I gdy wydawało się, że odcinek z dwoma zakrętami będzie jednym z wielu, pokonywanych przez nich tego dnia, mocno upadł Harper, a chwilę później, niemal w tym samym miejscu, na asfalcie wylądował O`Connor. I o ile ten drugi niedługo później wstał z asfaltu, o tyle Harper mocno uderzył kaskiem w słup… Nie podnosił się przez długi czas, i jasne się stało, że dla Harpera to koniec wyścigu.

Z podanych pod wieczór wstępnych informacji wynika, że Harper nie odniósł poważnych obrażeń. Jadący z przodu Simon Carr nie dał się dogonić i odniósł przekonujące zwycięstwo. Za jego plecami finiszowali Michael Stroer oraz Ben O`Connor.

Przed nami ostatni etap.

Quick Navigation
×