Loading...
oRower.pl Serwis Ogłoszeń Rowerowych
Historia pisana na nowo, czyli rzecz o trzecim etapie Tour de France

Historia pisana na nowo, czyli rzecz o trzecim etapie Tour de France

Dwie „zmarszczki” na 231 kilometrowej trasie nie mogły przeszkodzić sprinterom w dotarciu do mety w peletonie; a skoro nie udało się ich zgubić, to właśnie oni rozstrzygnęli kwestie zwycięstwa między sobą.

Tegoroczny TdF nie rozpoczyna się tak, jak wiele poprzednich odsłon; dość szybko – by nie powiedzieć „błyskawicznie niczym sprinterzy” peleton wjechał w pagórkowate trasy. Te zmęczyły i ustawiły sprinterów w grupetto, ale już na trzecim etapie ci właśnie zostali dopuszczeni do głosu.

Trzeci etap to najdłuższa potyczka tegorocznego touru; z metą w Turynie. Jako że peleton sprawiał wrażenie zbierającego siły po dwóch ciężkich etapach, mało kto kwapił się do ucieczki dnia, a ucieczkę dwóch kolegów z Uno-X Mobility (Kulset i Abrahamsen) ciężko nazwać rajdem dnia, bo trwał tylko kilka kilometrów. Chwilę rozruszania sprawiła premia lotna, którą wygrał Pedersen, ale i po niej nie powstała żadna ucieczka. Tempo peletonu było z gatunku spacerowych, a jedyne co burzyło spokój jazdy, to defekt Cavendisha.

Na 65 km przed metą swoich sił postanowił spróbować Grellier, ale i on został złapany po prawie 40 kilometrach.

A dalej; dalej rozpoczęło się ustawianie ekip sprinterskich, tempo wzrosło, zdarzyły się i kraksy (po jednej z nich z wyścigu wycofał się Casper Pedersen) i defekty (na sześć km przed metą zaliczył go mistrz świata Van der Poel. Chwilę później kraksa „pochłonęła” znaczną część peletonu, w tym większość zawodników Alpecin-Deuceninck, i w końcówce mieliśmy walkę ok 20 zawodników.

Zwycięsko z niej wyszedł, nie mający rozprowadzenia, Biniam Girmay, zostając w ten sposób pierwszym etapowym zwycięzcą z Afryki. Drugie miejsce dla Gavirii i Arnauda De Lie.

Quick Navigation
×