Na tegorocznym TdP nie ma miękkiej gry, i już na drugim etapie mieliśmy indywidualną walkę z czasem na górskiej czasówce, liczącej 15,6 km – z metą w Karpaczu. Przewyższenie na trasie – krótkiej wszak, jak na czasówkę elity – wynosiło aż 500 m.
Owszem; przed startem jazdy na czas były medialne dywagacje, jak bardzo „zaszaleje” na niej Jonas Vingegaard, mający chrapkę na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, ale pamiętać też należało, że wymagającego klasyku – Classica San Sebastian, będącego ostatnim startem Jonasa przed TdP ów nie ukończył.
Jednak zanim na trasie pojawił się Duńczyk, bardzo dobrze wypadł na niej Kacper Gieryk, który z czasem 26:15 utrzymywał się przez blisko godzinę na gorącym krześle. Co ciekawe, gdy z niego schodził, zastąpił go… Filip Maciejuk (pokonał on trasę z czasem 25:49).
Siłą rzeczy, gdy na trasę ruszyli najmocniejsi zawodnicy, miejsca na gorącym krześle przejmowali czołowi zawodnicy elity. Bardzo dobrze pojechał Romain Bardet, jeszcze lepiej Tim Wellens, wysoko był też Felix Grosschartner i Jonas Vingegaard.
Kwestia zwycięstwa rozstrzygała się niemal do ostatnich chwil, jednak nikomu nie udało się pojechać mocniej, niż Wellensowi – który został zwycięzcą etapu.
Drugie miejsce dla Vingegaarda, a trzecie dla Grosschartnera.
